…Nieobecny siedziałem
na korytarzu szpitalnego oddziału i obserwowałem biegających ludzi, którzy
ratowali życie nieznanym mi osobom. Ale ciągle w głowie miałem to pytanie:
dlaczego Tomek? Pochłonięty w walce z Bogiem niczym Kordian w improwizacji, nie
zauważyłem kiedy zjawili się rodzice Tomka, z głębokiego zadumania wyrwał mnie
głos jego ojca. Nagle przed moimi oczami stali ludzie, którzy jak sobie
uświadomiłem jedyni prócz mnie kochają Tomka nad życie. Wstałem, ale nie mogłem
wydusić ani jednego słowa, patrzyłem w oczy jego matce i mimowolnie uroniłem
łzę, o nic już nie pytali tylko w pośpiechu poszli na sale. Ja ciągle tkwiłem w
tym miejscu mając nadzieje, że ktoś wybiegnie i powie, iż Tomek się obudził.
Nikt nie wyszedł… przez długie godziny czekałem, ale nikt nie wyszedł i tego
nie powiedział. Niechciałem widzieć matki Tomasza dlatego wyszedłem ze
szpitala, błąkałem się po ulicy niczym bezpański pies szukający odrobinę ciepła
i miłości.
Trzy dni to wszystko
trwało, trzy długie dni i nieprzespane noce, których potem było więcej. Niemal
całe dnie spędzałem w szpitalu, kiedy nikt nie patrzył tuliłem
Tomka do siebie, całowałem jego usta, twarz i dłonie, które teraz były tylko otoczką tego którego kochałem, bo jego już tam w środku nie było, nie było życia, radości, nawet nie czułem oddechu – maszyna za niego oddychała. Życie ze mnie ulatywało, kiedy patrzyłem na ukochanego, trzymałem go za rękę i przez chwilę miałem wrażenie, że zacisną nadgarstek jednak do dziś tego nie jestem pewien. Po chwili w całym szpitalu rozległ się długi, przerażający dźwięk, który przez tyle już lat towarzyszy mi w koszmarach – ten dźwięk to aparaty sygnalizujące zatrzymanie akcji serca. Natychmiast przyszli lekarze, mnie wyproszono, więc o fakcie poszedłem poinformować rodziców Tomka, którzy byli w szpitalnym bufecie, po czym wyszedłem całkiem ze szpitala szukając miejsca gdzie mógłbym pobyć sam na sam ze sobą. Poszedłem na miejsce naszego pierwszego spotkania, szedłem tam jak niegdyś z nadzieją, że on tam będzie. Mój umysł nie zaakceptował tego co się wydarzyło. Siedziałem tam nad rzeką niczym dziecko przez nikogo niekochane i błagałem Stwórcę by nie zabierał mi jedynego człowieka, który mnie kocha. Spędziłem tam wiele godzin, było już zupełnie ciemno, gdy wracałem do domu, po drodze mijałem dom Tomka, światło się paliło więc zapukałem do drzwi. Otworzyła matka, blada jak śmierć tylko oczy od łez czerwone niczym wampir lub narkoman, cichym i ochrypłym od płaczu głosem wyjąkała
Tomka do siebie, całowałem jego usta, twarz i dłonie, które teraz były tylko otoczką tego którego kochałem, bo jego już tam w środku nie było, nie było życia, radości, nawet nie czułem oddechu – maszyna za niego oddychała. Życie ze mnie ulatywało, kiedy patrzyłem na ukochanego, trzymałem go za rękę i przez chwilę miałem wrażenie, że zacisną nadgarstek jednak do dziś tego nie jestem pewien. Po chwili w całym szpitalu rozległ się długi, przerażający dźwięk, który przez tyle już lat towarzyszy mi w koszmarach – ten dźwięk to aparaty sygnalizujące zatrzymanie akcji serca. Natychmiast przyszli lekarze, mnie wyproszono, więc o fakcie poszedłem poinformować rodziców Tomka, którzy byli w szpitalnym bufecie, po czym wyszedłem całkiem ze szpitala szukając miejsca gdzie mógłbym pobyć sam na sam ze sobą. Poszedłem na miejsce naszego pierwszego spotkania, szedłem tam jak niegdyś z nadzieją, że on tam będzie. Mój umysł nie zaakceptował tego co się wydarzyło. Siedziałem tam nad rzeką niczym dziecko przez nikogo niekochane i błagałem Stwórcę by nie zabierał mi jedynego człowieka, który mnie kocha. Spędziłem tam wiele godzin, było już zupełnie ciemno, gdy wracałem do domu, po drodze mijałem dom Tomka, światło się paliło więc zapukałem do drzwi. Otworzyła matka, blada jak śmierć tylko oczy od łez czerwone niczym wampir lub narkoman, cichym i ochrypłym od płaczu głosem wyjąkała
- to już koniec
O nic więcej
nie pytałem odwróciłem się na pięcie i niczym gromem trafiony pobiegłem do
domu, mając nadzieję, ze to tylko zły sen. Całą, bezlitośnie długą noc leżałem
na łóżku nie mogąc zasnąć. Różne myśli przychodziły mi do głowy. Nie płakałem,
starałem się znaleźć sposób jak połączyć się z moim ukochanym, aby już na
zawsze być tylko jego. Życie straciło
dla mnie sens, byłem jak bezduszna istota niepotrafiąca uronić ani jednej łzy
po utracie ukochanego. Było mi wszystko jedno co się ze mną stanie, leżąc na
łóżku długimi dniami i nocami, owładnięty przez niemoc, która wypływała gdzieś
z głębokiego wnętrza mojego jestestwa i paraliżowała całe moje ciało, co raz
bardziej odrywałem się od świata ludzi żywych.
Nadszedł dzień pogrzebu, matka
nalegała abym poszedł
– przecież byliście
przyjaciółmi (powiedziała).
Tak miała rację
powinienem pójść, ale jak skoro on dla mnie ciągle żył, tylko na jakiś czas
wyjechał za granicę, ale wróci…
Z każdym dniem
stawałem się jak materia pozbawiona życia, nie czułem nic prócz tego
olbrzymiego ciężaru, który nie pozwalał mi drgnąć, nie czułem głodu,
pragnienia, nie czułem zupełnie nic, totalna pustka w głowie.
Ten nonsensowny stan
trwał przez osiem dni. Ósmego dnia wieczorem jakaś nieznana dla mnie siła
podniosła mnie z mojej mogiły i wyprowadziła nad rzekę, tam gdzie wtedy po raz
pierwszy ujrzałem mojego anioła. Stałem nad brzegiem, woda w tym miejscu była
dość głęboka aby stała się miejscem spotkania – pomyślałem. Były chwile
wahania, ale żal i cierpienie, które teraz były moimi kochankami, nie pozwalały
mi na racjonalne myślenie, które dla mnie wówczas było zupełnie obce. Rozpacz
nie pozwalał mi na dłuższe pozostawanie w tym nędznym łez padole, który bez
Tomka był siedliskiem gadów krwiożerczych żywiących się ludzkim cierpieniem i
niedolą. Stałem tak nad dość sporym brzegiem i pragnąłem chodź przez chwilę
oczami wyobraźni ujrzeć mojego ukochanego, raz jeszcze spojrzeć w jego oczy i
poczuć ciepło jego ciała. Na nic wszystko się zdało, wyobraźnia zawiodła, wciąż
przed oczami miałem Tomka leżącego w kałuży krwi ciemnej jak smoła i jego
spojrzenie utkwione gdzieś w dal, jakby szukające ratunku dla umierającego
ciała. Potem widziałem go w szpitalu,
leżącego w białej pościeli, a wokół aparatura podtrzymująca życie i ten
niesamowity dźwięk, który utkwił w mojej pamięci i ciągle tak realny wzbudzał
drżenie na moim ciele. Przyszło zdecydowanie, już napiąłem mięśnie
przygotowując się do skoku, kiedy przyszło inne wspomnienie, różne od tych
jakie miewałem przez ostatnie dni: Leżymy przytuleni do siebie na łące, zapach
świeżo skoszonej trawy, wokół słychać śpiewy ptaków, a nasze dusze rozmawiają
ze sobą.
- Wiesz (nagle odezwał
się Tomasz z zamyśleniem w głosie)
- czuję że jesteśmy
jedną duszą uwięzioną w dwóch ciałach… (po chwili milczenia dodał)
- jesteś mi droższy
niż własne życie, bo wiem, że jeśli nawet umrę będę żył w tobie, w twojej
pamięci i w twoim sercu…
W tym momencie coś we
mnie pękło, poczułem jak eksploduje od środka i rozrywa moją zewnętrzną
skorupę, która oddzielała mnie od rzeczywistości zamykając w świecie ułudy.
Usiadłem na trawie zacząłem płakać, po raz pierwszy od śmierci Tomka płakałem
jak dziecko, ale czułem jak ten płacz przynosi ulgę, kruszy moje serce i
rozrywa kajdany. Stawałem się wolny – wolny od mych urojeń i mrzonek,
powróciłem do realnego świata, który choć był okrutny, to był prawdziwy. Nareszcie poczułem się wolny,
miałem wrażenie jakby ktoś trzymał rękę na mym ramieniu, ale wokół nikogo nie
było. To dodawało mi siły, by iść dalej przez życie i aby żyć za siebie i za
Tomka, który już na zawsze ma miejsce w moim sercu.
Nazajutrz poszedłem do rodziców
Tomka aby przeprosić ich za to, że nie było mnie na pogrzebie. Okazało się, że
spotkałem się ze zrozumieniem, wtedy odniosłem wrażenie jakby oni wiedzieli o
tym, że ja i Tomek byliśmy kochankami. Tomek na pewno by nie powiedział
rodzicom o tym, więc musieli nas nakryć. Postanowiłem nie poruszać tego tematu,
oni też jeszcze nie otrząsnęli się z ostatnich wydarzeń, chciałem tylko
wiedzieć czy mają mi złe, że to właśnie
w mojej obecności to wszystko się stało. Jednak oni tak nie myśleli, to
spowodowało wielką ulgę, która przez wiele trudnych dla mnie lat dodawała mi
siły zawsze wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowałem. Mimo, iż teraz czułem
się nieco lepiej to co się stało wywarło na mnie piętno, które towarzyszy mi do
dziś. Przez osiem długich lat, walczyłem z tym bólem, ale ciągle czuję pustkę w
sercu, czuję jakbym stracił część siebie, która była tą najważniejszą częścią.
Czy będę potrafił tak żyć?
Czas mijał, rana się nie
zasklepiała, z wielkim trudem usiłowałem nadążać za pędzącym światem, w którym
nie ma miejsca na łzy i zadumę. Udawałem, że wszystko jest dobrze, że się już
pogodziłem, ale tak nie było ciągle czułem żal i rozpacz.
Nadeszła pierwsza
rocznica śmierci Tomasza, wtedy po raz pierwszy poszedłem na jego grób,
nagrobek był nowy bardzo ładny ale kiedy spojrzałem na fotografię ogarnął mnie
smutek, wszystko wróciło, gojąca się rana znowu się otworzyła i wylała swą
gorycz, ale już nie jak w tedy, teraz
mogłem opłakiwać ukochanego co przynosiło ulgę, ale nie prowadziło do
konsensusu.
Musiałem żyć choć było
ciężko, niosłem to jarzmo jakie Tomek mi zostawił, często myślałem, że mogło
mnie już tu nie być, mogłem zaznać spokoju i ukojenia dla uciemiężonej duszy,
ale żyłem i od tamtego razu już nigdy nie pomyślałem o samobójstwie. Do końca
liceum byłem samotny, nie szukałem nikogo mimo iż wiedziałem, że druga osoba
pomoże mi zapomnieć, ale ja nie chciałem zapomnieć, pragnąłem pamiętać przez co
ciągle pogłębiałem ranę w mojej psychice i duszy.
To jest poniekąd
zamknięcie rozdziału mojego życia, w którym bohaterem był Tomasz. Idąc na
studia otworzyłem nowy rozdział swojego życia, w którym ciągle Tomasz jest
obecny choć w nieco inny, aniżeli dotąd sposób.
Szczerzę mówiąc, sam chciałbym przeżyć podobne chwile jak ty z Tomkiem. Myślałem, że to ja mam ciężko z tym, że jestem gejem i nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Jesteś wzorem do naśladowania.
OdpowiedzUsuńBycie gejem nie jest tak bardzo ciężkie kiedy się z tym pogodzisz, najważniejsze to zaakceptować siebie, kiedy to zrobisz będzie ci o wiele lżej. To że nie możesz nikomu o tym powiedzieć jest zrozumiałe, gdyż żyjemy w takim a nie innym środowisku, jednak myślę że przyjdzie czas kiedy ważniejsze dla ciebie będzie własne szczęście niż to co myślą o tobie inni.
UsuńGeje wcale nie są źli. Są jak każdy inny człowiek. Po prostu trochę inaczej patrzą na niektórych ludzi. Chcąc nie chcąc przyznam, że sama chętnie zaprzyjaźniłabym się z jakimś gejem. Może nie tyle dlatego, że zasypałabym go miliardem pytań, ale trochę tak jakby nie mam przyjaciół, a może ktoś taki by mnie zrozumiał.
OdpowiedzUsuńCzy to jest prawdziwa historia? Proszę oby nie :(
OdpowiedzUsuńczy ta historia jest prawdziwa?
OdpowiedzUsuńhttp://www.gejwycieczki.pl
Ya prdl jakie to smutne i piękne jednocześnie. ;C
OdpowiedzUsuńA myślałem, że nie ma nic gorszego niż nieodwzajemniona miłość...
yeyu jakie to piękne <3 ta historia jest prawdziwa?
OdpowiedzUsuńJezu, popłakałam się. Piszesz tak bosko, że czuję się jakbym straciła kogoś bliskiego...
OdpowiedzUsuńJeżeli opisuje to twoje życie to jestem pełen podziwu że nie masz tego co mają inni po utracie kogoś ważnego .. Szczytem twoich osiągnieć było to że nie zamknąłeś się w sobie a dziś umiesz to tak pięknie opisać . twoje opowiadania wywołują u mnie wielkie wzruszenie i jeżeli możesz to proszę w odpowiedzi na ten komentaż napisz ile aktualnie masz lat .. dziękuję że jesteś bardzo cię doceniam i w pełni akceptuję . Bo mio inności jesteśmy podobnie ,,>,.
OdpowiedzUsuńBłagam..powiedz że to tylko art i że nigdy nikomu nie przydazylo sie cos tak strasznego
OdpowiedzUsuńSam jestem gejem i twoja historia wzrusza . Moja druga połówka nie zauważa mnie. Myślałem że ja sie moge załamać ale ty masz gorzej.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się :'(
OdpowiedzUsuń